Stworzyli aplikację do wywoływania zdjęć. Swoje fotoksiążki sprzedali w 50 krajach na całym świecie

Założyciele-Moony-Lab-od-lewej-Patryk-Mucha-i-Adrian-Skiba

Chcieliśmy podarować foto książkę koleżance na urodziny, jednak zszokował nas brak aplikacji, która umożliwiłaby nam stworzenie takiego produktu – mówią pomysłodawcy Moony Lab. Tak zrodził się pomysł aplikacji do prostego wywoływania zdjęć z telefonu. Stworzona 3 lata temu aplikacja ma ponad 140 000 tysięcy pobrań, a swoje produkty wysłali już do ponad 50 krajów.

Grzegorz Marynowicz: Sami piszecie o sobie, że Wasza aplikacja to najlepszy dowód na to iż zwyczaj wywoływania zdjęć wcale nie zaginął. Jak działa Moony Lab? Co jest Waszym produktem?

Patryk Mucha: Moony Lab to w zamierzeniu najprostszy sposób, aby wywołać zdjęcia z telefonu. Po ściągnięciu naszej aplikacji wystarczy wybrać jeden z dostępnych foto produktów i uzupełnić go zdjęciami z pamięci swojego telefonu lub Instagrama czy Facebooka. Po kliku dniach foto książka, foto obraz czy inny zamówiony produkt ląduje w naszym domu.

Rynek wywoływania zdjęć wcale nie zaginął, a wprost przeciwnie. Robimy dzisiaj niewyobrażalnie dużo zdjęć i oczywiście większość z nich nigdy nie wyląduje na papierze, przez co mogłoby się wydawać, że zwyczaj wywoływania zdjęć zanika i rynek fotograficzny zalicza spadki. Prawda jest jednak taka, że nigdy w historii nie wywoływaliśmy więcej zdjęć niż obecnie.

Wynika to z tego, że żyjemy w czasach, gdzie dzięki naszym telefonom prawie każdy z nas jest amatorskim fotografem. Wiele osób chce w jakiś sposób swoje zdjęcia wykorzystać, obdarowując nimi bliską osobę lub zwyczajnie powiesić na ścianie czy włożyć do albumu. To czyni dziś rynek personalnych pamiątek, czy dekoracji tak atrakcyjnym.

Czyli w zasadzie zarabiacie na sprzedaży foto produktów? Czy dobrze rozumiem? Czy Wy zajmujecie się wydrukiem? Połączyliście online(aplikacje) z offlinem (wydruk)?

Tak, zgadza się. Początkowo zaczynaliśmy z samą aplikacją, a wydruk zlecaliśmy firmie zewnętrznej. Jednak wraz ze wzrostem zamówień zdecydowaliśmy się na uruchomienie własnej drukarni, którą stale rozwijamy. Dało nam to większą elastyczność w reagowaniu na potrzeby klienta oraz większe pole do kreatywności przy produktach.

Kiedy wystartowaliście z aplikacją i jaka jest jej geneza? Dlaczego akurat taki projekt?

Z aplikacją wystartowaliśmy prawie 3 lata temu. Chcieliśmy podarować foto książkę koleżance na urodziny, jednak zszokował nas brak aplikacji, która umożliwiłaby nam stworzenie takiego produktu. Było to dla nas czymś naturalnym, że musimy znaleźć aplikację, wybrać zdjęcia z telefonu i czekać na gotowy produkt. Okazało się, że wcale nie jest to takie łatwe. W tamtym czasie jedyną opcją było zgranie zdjęć z telefonu na komputer, a później stworzenie foto książki przez jedną ze stron internetowych, które też nie wydawały nam się dość intuicyjne.

Przyznam, że pierwszym pytaniem jakie zrodziło się kiedy o Was usłyszałem było „po co mi aplikacja” skoro sam mogę szybko wysłać zdjęcia ze swojego smartfona do wywołania? No właśnie, jaką realną wartość dajecie użytkownikom?

Cały proces wysłania nam zdjęć przez aplikację wraz z edycją produktu oraz płatnością zajmuje od 3 do 10 minut. W naszej aplikacji skupiliśmy się na maksymalnym uproszczeniu tego procesu na wszystkich etapach. W dzisiejszym zabieganym świecie czas ma dla konsumenta coraz większą wartość.

Liczba użytkowników smartfonów w Polsce w ciągu 5 lat wzrosła dwukrotnie. Rozumiem, że to ma istotny wpływ na Wasz biznes i popularność aplikacji?

Oczywiście. Tak jak mówiliśmy, smartfon jest jednocześnie naszym aparatem. Im więcej takich fotografów tym więcej potencjalnych klientów. Dodatkowo, coraz częściej tradycyjne komputery stają się dla wielu zbędne, gdy większość codziennych internetowych czynności możemy wykonać szybciej naszym smartfonem. Nasza aplikacja wpisuje się w ten trend.

Szacując rynek, na którym działacie benchmarkiem jest rynek fotoksiążek? Ile jest on wart w Polsce i na świecie?

Wartość samego rynku foto książek w Polsce szacuje się na 43 mln złotych. Warto zauważyć, że w ciągu ostatnich 6 lat rynek ten urósł o ponad 60% i nadal jest w trendzie wzrostowym.* Cały globalny rynek szacowany jest na około 1,5 bln dolarów. Wciąż niewielki odsetek tego rynku przypada zamówieniom robionym przez mobile, ale oczywiście wraz z popularyzacją smartfonów jest to rosnący trend, który wykorzystujemy.

Firma istnieje od 3 lat więc już zdążyliście zweryfikować swój model biznesowy. Ile fotoksiążek sprzedaliście? Ilu macie użytkowników, którzy pobrali aplikację? (jakieś ciekawe liczby)

Nasza aplikacja ma ponad 140 000 tysięcy pobrań, a same produkty wysłaliśmy już do ponad 50 krajów. Na przestrzeni ostatnich miesięcy odnotowujemy dynamiczne wzrosty ilości nowych użytkowników.

Jak przy tego typu projektach wyglądają początki? Jak budowaliście masę krytyczną? Pozyskiwaliście pierwszych użytkowników?

Pierwszych użytkowników pozyskiwaliśmy bezkosztowo ze sklepów App Store i Google Play. Aplikacja od razu została przetłumaczona na kilka języków. Sprzedając poprzez aplikację mobilną od początku nie byliśmy ograniczeni geograficznie, dlatego nasze pierwsze sprzedaże notowaliśmy głównie w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli chodzi o rynek polski, tutaj od początku bazowaliśmy na dużej aktywności w social media, szczególnie na Instagramie. Dziś nasz profil jest największym profilem w branży foto w Polsce.

Inwestor

Niedawno pozyskaliście 1 mln zł od Podlaskiego Funduszu Kapitałowego. Na co przeznaczycie pozyskane pieniądze?

Pieniądze głównie przeznaczamy na rozwój naszego parku maszynowego, usprawnienia procesów wewnętrznych oraz marketing na nowych rynkach. Doszliśmy do takiego etapu, gdzie za pomocą wyłącznie własnych środków nie mogliśmy już w pełni realizować naszych planów rozwojowych. Pozyskany kapitał nam to umożliwi.

Dlaczego akurat ten inwestor? Czy długo trwały rozmowy od momentu zapukania do drzwi PFK?

Zgłosiliśmy się do PFK, ponieważ wydawało nam się, że pasujemy do ich portfolio. Przeczytaliśmy, że jest to fundusz który inwestuje w już sprawdzone modele biznesowe. Działaliśmy od ponad dwóch lat, mieliśmy sprawdzoną strategię wzrostu i wiedzieliśmy, że dodatkowy kapitał zdecydowanie przyśpieszy nasz rozwój.

Od momentu pierwszej prezentacji do podpisania umowy minęły 3 miesięcy. Cały proces przebiegł bardzo sprawnie i z naszej perspektywy współpraca przebiega wzorowo.

Czy ze swoim projektem planujecie wyjść poza Polskę? W ogóle kto za granicą jest Waszą konkurencją? Czy tego typu aplikacje tam funkcjonują?

Na ten moment 40% naszych klientów pochodzi z zagranicy. Największą sprzedaż notujemy na rynku włoskim i francuskim. Docelowo planujemy umocnić się na rynku Europy Wschodniej, gdzie konkurencja nie jest duża i na wielu rynkach jesteśmy pionierami. Jeżeli chodzi o konkurencję w Europie Zachodniej to jest tutaj kilka liczących się aplikacji, takich jak: Cheerz czy Printic.

Z Waszego doświadczenia poradźcie proszę osobom, które myślą o stworzeniu własnej aplikacji na co powinny zwrócić uwagę?

Naszym zdaniem częstym błędem jest rezygnacja z realizacji jakiegoś pomysłu biznesowego, tylko dlatego że po analizie okazuje się, że „coś takiego już istnieje”. Uważamy, że wszystko można zrobić lepiej. Potrzebny jest do tego tylko czas i konsekwencja.


Źródło: https://mambiznes.pl/wlasny-biznes/stworzyli-aplikacje-wywolywania-zdjec-swoje-fotoksiazki-sprzedali-50-krajach-calym-swiecie-87711